10 najczęściej stosowanych wymówek podczas kradzieży zdjęć

10 najczęściej stosowanych wymówek podczas kradzieży zdjęć

Niestety prawdziwe … A jako uzupełnienie polecam ten list:

Musician’s Scathing Letter Offers One Way to Respond to Requests for Free Work

Kiedyś na argument miłej Pani, że przecież zamieszczą moje nazwisko, a zdjęcie będzie wisiało na plakatach w całym kraju, odpowiedziałem pytaniem, czy ona pracuje w biurze  w zamian za plakietkę z jej nazwiskiem powieszona na drzwiach.

Proste oświetlenie studyjne portretu

W uzupełnieniu opublikowanej jakiś czas temu ściągi na temat oświetlenia portretowego w studiu (Oświetlenie w studiu – ściągi i diagramy), dzisiaj przedstawiam jej ciut inną wersję przygotowana przez portal Digital Camera World (Photography lights made simple: classic one light portrait setups to try right now).

Obrazek

 

Jak zostać sławnym fotografem – odcinek VIII

Ponieważ zauważyłem, że w docelowym miejscu nie ukazał się ostatni odcinek mojego felietonu, to pozwałam go sobie zmieścić na blogu:

To już ostatni odcinek mojego felietonu, w którym mam nadzieję udało mi się żartobliwie pokazać drogę do sławy fotograficznej w czasach popkultury. Szczerze mówiąc uważam, że coraz trudniej będzie w ogóle przebić się z fotografią na rynek sztuki, czy chociażby celebrycji. Rosnące zainteresowanie galerii i aukcji sprzedawaniem zdjęć znanych autorów tylko pozornie temu zaprzecza. Obecna moda na kolekcjonowanie zdjęć to wyraz nostalgii za powoli przemijającym statusem tej formy sztuki i próba chociażby cząstkowej nobilitacji nowych artystów działających w tej dziedzinie. Po prostu dożyliśmy czasów, w których fotografia straciła swój elitarny charakter. Narzędzia potrzebne do wykonania przyzwoitych zdjęć stały się powszechnie dostępne, a długofalowe koszty pracy fotografa drastycznie zmalały. Gdyby warsztat pracy rzeźbiarskiej i malarskiej uległ podobnemu przewartościowaniu i upowszechnieniu, już dawno nie robiłby na nas żadnego wrażenia fakt, że ktoś formuje drewno pod własne wyobrażenie lub potrafi kłaść farbę na płótnie. Kto wie, być może drukarki 3D w przyszłości przedefiniują nasze wyobrażenie o tym, czym jest talent potrzebny do tworzenia przestrzennych dzieł sztuki. Tak się właśnie dzieje teraz z fotografią, w której wielkoformatową wystawę można przygotować w kilkadziesiąt minut na ploterze, a nie po kilku dniach prób i błędów w ciemni. Ponadto w zalewie wizualnej stymulacji po prostu trudno się przebić nawet z wartościowym materiałem. Sam talent przestaje już wystarczać, a liczy się wizerunek i umiejętność budowania sieci społecznych. Jeżeli odnosicie wrażenie, że tęsknię za czasami, w których sama umiejętność robienia dobrych zdjęć dodawała społecznej estymy, to macie rację. Taki stan rzeczy ułatwiał osiągnięcie twórczego samozadowolenia, mile łechtał ego i po prostu wymagał od twórcy mniejszego zaangażowania. To, o ile rzeczy trzeba współcześnie dbać, żeby stać się chociaż trochę sławnym, staje się przedsięwzięciem godnym pracy kilku osób.

Na szczęście sława, a o niej tu przecież piszemy, bardzo często była i jest dziełem przypadku. Niespodziewany prezent w postaci aparatu, który trafiał w ręce uwrażliwionego wizualnie nastolatka. Fortunne zbiegi okoliczności, bądź też obecność w czasach i miejscach, od których fortuna się odwróciła. Akcydentalne znajomości z wybitnymi postaciami, których życie okazywało się trampoliną do sławy towarzyszących im osób. Przypadkowe zlecenia, wypadki przy pracy, a nawet uszkodzenie materiału światłoczułego mogły być katalizatorem ciągu zdarzeń, które ostatecznie zapewniały autorowi zdjęć miejsce w albumach sztuki, bądź na okładkach magazynów. Przypadkowi można jednak pomagać. Czasami wystarczy być pierwszym. Szczerze mówiąc, gdy przeglądam prace wielu pionierów fotografii, zwłaszcza reporterskiej lub konceptualnej, widzę po prostu banał. Banał ten urósł jednak do rangi sztuki, bo pokazywał obraz świata wcześniej nieudokumentowany. Dlatego tak często mówi się, że lepiej być pierwszym, a nie lepszym. Zaklepujemy sobie wtedy pozycję oryginalności, i to że wszyscy po nas będą jedynie kopistami.

Niestety współcześnie trudno być pierwszym, przez co prawie wszyscy stajemy się kopistami. Na tym polega przekleństwo postmodernizmu z jego próbkowaniem, miksowaniem i przetwarzaniem, przekleństwo czasu w którym wszystko już było. Można robić naprawdę piękne zdjęcia, które jeszcze kilkanaście lat temu trafiałyby do galerii, a teraz są zaledwie jednymi z wielu. Można robić naprawdę mocne zdjęcia. Takie, które 20 lat temu zasługiwałby na Pulitzera, bo odsłaniają jakiś ukryty fragment rzeczywistości, a obecnie przegrywają w wyścigu do wrażliwości widza z wieczornymi wiadomościami. W ponowoczesności nawet sława ma charakter referencyjny. Jestem sławny bo fotografuję sławnych ludzi, sławetne wydarzenia, bądź osławione miejsca. Jest coraz mniej gwiazd świecących własnym światłem i coraz więcej orbitujących planet, świecących światłem odbitym.

Czy można więc zostać sławnym fotografem? Będąc we właściwym miejscu i czasie prawie każdy może nim zostać na kilka chwil. Stosując się do moich porad z poprzednich felietonów, to nawet na kilka lat. Co jednak robić, by przejść do historii? Robić swoje. Zawsze, wszędzie i za każdym razem lepiej niż poprzednim razem. Nie oglądać się na innych i nie czytać felietonów. Wyjść i zacząć robić zdjęcia nie temu co jest ładne, brzydkie, modne, interesujące, ponadczasowe, czy aktualne, tylko temu co jest dla nas ważne. Z pasją.

„Świeć Się”, czyli konkurs dla światłoczułych

Jak pewnie zauważyliście, rzadko umieszczam wpisy o konkursach fotograficznych. Ten akurat mnie zaintrygował, bo skojarzył mi się z istotą fotografii, czyli z malowaniem światłem. Otóż Grupa ENERGA, czyli ludzie nomen omen odpowiedzialni za dostarczanie światła,  zorganizowała konkurs „Świeć Się”, na najpiękniejsze iluminacje świąteczne domów, miast i galerii handlowych. Póki nie opadł jeszcze świąteczny i noworoczny nastrój, warto zajrzeć na stronę konkursu i zobaczyć, jak uczestnicy poradzili sobie z tym tematem. A przy okazji uświadomić sobie, jak trudne jest to zadanie. Na warsztatach fotograficznych zawsze okazuje się, że początkujący fotografowie uwielbiają wprost fotografować źródła światła (wschody i zachody słońca, oświetlone mosty i starówki miast, świeczki i okna), bardzo rzadko jednak udaje im się uniknąć banału, nie mówiąc już o podstawowych błędach technicznych (tak a propos, to na stronie konkursu są też poradniki).

Wszystkiego Światłego na Nowy Rok!

'Świeć Się'

Jak zostać sławnym fotografem – odcinek VII

Siódmy odcinek felietonu “Jak zostać sławnym fotografem“ jest już od dłuższego czasu dostępny na serwisie Ateliora.

W odcinku VI do opisania procesu wystawienniczego użyłem, trochę w ramach żartu, metafory jajecznej. Jajko i produkty kulinarne, jakie można z niego uzyskać, całkiem dobrze odzwierciedlają sposoby budowania własnej sławy. Nie będziemy oczywiście rozstrzygać, co było pierwsze – sława czy talent. Ani jak to się ma do kosmologicznej symboliki jaja jako takiego. I chociaż warto pamiętać, że można zastosować białko jaja kurzego do przygotowania materiałów światłoczułych, wróćmy do konkretów.

Oto przepisy na sławę, czyli menu na śniadaniu mistrzów (…)

Jak zostać sławnym fotografem – odcinek VI

Szósty odcinek felietonu “Jak zostać sławnym fotografem“ jest już dostępny.

Powiedzieć, że żeby być sławnym trzeba wystawiać, to jak powiedzieć, że jajecznicę robi się z jajek. Nie myślmy jednak linearnie. Wystawa wystawie nierówna. Posłużmy się kulinarną alegorią. Wystawa (omlet/jajko sadzone/na twardo itp.) potrzebuje zdjęć (jajka). Potrzebuje też miejsca (patelni), charakteru (przypraw) i oczywiście fotografa (kucharza). O zdjęciach już mówiliśmy, zacznijmy więc od miejsca. (…)

Pojawiła się tez trzecia część poradnika dla początkujących:

Fotografia dla początkujących, czyli wiaderko pełne światła. Cz. 3.

 

Jak zostać sławnym fotografem – odcinek V

Od pewnego czasu dostępny jest kolejny odcinek felietonu “Jak zostać sławnym fotografem“. Tym razem o zasadach sławy:

(…) Od razu wyjaśnijmy sobie, że nie ma tu jednej recepty. Sławą w czasach popkultury rządzą moda, pogoda, sieci społeczne, autokreacja, niezbadane prawa show-biznesu i teoria memów. Ale nie martwcie się, tak jak powstały już algorytmy i oprogramowania oceniające potencjalny sukces utworu muzycznego, tak też można wskazać pewne elementy sprzyjające sławie. Są nimi Cztery Zasady: Zasada inżyniera Mamonia, Zasada Elvisa, Zasada Forda i Zasada Raya. (…)

Na serwisie Ateliora pojawiły się też moja seria porad dla początkujących:

  1. Fotografia dla początkujących, czyli wiaderko pełne światła. Cz. 1
  2. Fotografia dla początkujących, czyli wiaderko pełne światła. Cz. 2

Wkrótce kolejne odcinki.

Jak zostać sławnym fotografem – odcinek IV

Pojawił się kolejny odcinek  felietonu “Jak zostać sławnym fotografem“. Tym razem będzie o sprzęcie.

(…) Po pierwsze, wybierając unikalny sprzęt, automatycznie dodaje się wyjątkowości swoim działaniom. Dlatego też, do budowania fotograficznej sławy nie nadają się powszechnie używane, chociażby najbardziej zaawansowane technicznie, aparaty. Żaden Canon 5D czy Nikon D800 nie ma wdzięku i fetyszystycznego magnetyzmu poobcieranego aparatu Leica, wysłużonego Olympusa OM, czy chociaż Contaxa z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.(…)

Emerytura fotografa


Zastanawialiście się na kwestią starości fotografa, wolnego strzelca, pracownika kreatywnego, czy artysty? W dzisiejszych czasach, gdy w branży kreatywnej często pracuje się w oparciu o umowy o dzieło sprawa jest naprawdę poważna. Z czego będzie żył na starość fotograf, gdy wzrok i zesztywniałe palce odmówią mu posłuszeństwa? Jak zarobi na życie grafik, gdy nie będzie umiał już utrzymać ołówka lub piórka tabletu?

W takim kontekście ostanie dywagacje na temat podnoszenia wieku emerytalnego staja się trochę bardziej skomplikowana. Pomijam przy tym ogólną niepewność przyszłości, po uwzględnianiu której, nawet rzetelne obecnie wyliczenia ekonomistów, staja się wątpliwe, jeżeli tylko przyznamy, że w perspektywie 20lat, tak naprawdę to nic nie wiemy. PKPP Lewiatan promuje jednak wśród blogerów i internatów poniższą infografikę (mają nawet konto na Facebooku i Twitterze, żeby móc wejść w polemikę z całą akcją).

Dla twórcy, problem polega jednak nie na tym ile pracuje, tylko ile sam odkłada, bo w wielu przypadkach nie jest niestety objęty typowymi składkami emerytalnymi (sprawa nie jest prosta, ale ogólnie tak jest dla umów o dzieło, więcej możecie przeczytać w tym dokumencie ZUS (PDF)). Co w takim razie robić? Pamiętacie może moja poradę „Jak wycenić swoje zdjęcia„? Pisałem w niej, że przede wszystkim nie wolno ulegać pokusie psucia (zaniżania cen) na rynku, na którym samemu chce się pracować przez wiele lat. Zarabianie to jednak jedno a odkładanie to drugie. Jako, że w branży fotograficznej umowy zlecenia nie są zbyt popularne (chociaż przy regularnych zleceniach warto takie stosować, po to właśnie by zleceniodawca odprowadzał nam składki), pozostaje samozatrudnienie i odprowadzanie składek we własnym zakresie. Koszty składek są jednak spore i trzeba mieć sporo samozaparcia oraz stałe zlecenia by miało to ekonomiczny sens. Co więc zrobić, jeżeli nie mamy umowy o pracę, ani zlecenie?

Gdy bazujemy na rożnych, nieregularnych umowach o dzieło, to pozostaje nam tylko samodzielne odkładnie. Jest taka stara zasada, żeby odkładać 10% dochodu. Najlepiej, żeby odbywało się to w ramach jakiegokolwiek planu oszczędnościowego. To w miarę pewna metoda, polecana nawet osobom, które mają odprowadzane wszelkie składki. Nie mówię tu nawet o oszczędzaniu w specjalnych funduszach, ale o zwykłym, automatycznym i regularnym odkładaniu (automatyzm jest ważny, co by nas nie kusiło, żeby akurat w danym miesiącu sobie odpuścić). Wszyscy przecież doskonale wiemy, że jakie by nie były rozwiązania prawne, to sama przyszła emerytura nie będzie zapewniała sensownego dochodu.

Czy są jakieś inne sposoby na fotograficzną emeryturę? Owszem. Można próbować uczynić z fotografii stockowej zabezpieczenie na przyszłość (przyczynek do tematu znajdziecie tu – Can stock photography provide a reliable passive income?). Inwestować w fotografie jako działa sztuki („Wyższa emerytura zbieracza fotografii„) albo w dzieci (zobaczcie rysunek „emerytura” na blogu Zucha).

Wracając zaś do kwestii wieku, to chciałbym sobie stworzyć taką sytuację finansową, żeby pracować, tak długo jak będę chciał. Czego i wam życzę, a póki co pójdę chyba zagrać w Lotto, w końcu podatki od marzeń też trzeba płacić :-)

PS.

Zaledwie dzień po napisaniu tego wpisu, życie dodało swój komentarz – „Fotograf premiera zwolniony przed emeryturą„. Jak widać, nawet etat nie daje fotografowi gwarancji spokojnej emerytury.

Jak zostać sławnym fotografem – odcinek III

Pojawił się kolejny odcinek  felietonu “Jak zostać sławnym fotografem“. Zapraszam do lektury.

(…) Skoro zaś mówimy o rozpoznawalności, to oczywistym jest, że najszybciej rozpoznajemy osoby sławne. Ta banalna konstatacja doprowadza nas do kolejnej prawidłowości. Aby być sławnym fotografem, należy fotografować sławnych ludzi. Proste i prawdziwe. Przy całym szacunku do Annie Leibovitz, nie sadzę by stała się tak sławna, gdyby nie fotografowała gwiazd rocka, aktorów i sportowców. W pewnym momencie swojego życie znalazła się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu. Czas i miejsce to zresztą kolejny element, na którym możemy oprzeć proces budowania sławy. (…)

Przegląd rynku: Sony (marzec 2012)


Zainspirowany Waszymi częstymi pytaniami o to, jaki aparat wybrać, postanowiłem rozpocząć cykl wpisów o modelach aparatów, które wydają mi się sensowne. Nie obiecuję regularnych wpisów i lojalnie uprzedzam, że wskazania będą bazować na danych udostępnionych przez producentów, a nie osobistych testach. Niestety nie mam możliwości testowania sprzętu na własną rękę, ale kto wie, może to się kiedyś zmieni. Będę prezentował najnowsze aparaty w celu zapewnienia przedłużonej aktualności wpisów, ale proszę pamiętać, że wiele modeli ma starsze odpowiedniki, często równie ciekawe.

Na pierwszy ogień wybrałem firmę Sony. Wydaje mi się ona realną alternatywą dla wielkiej dwójki (Nikon i Canon) i to zarówno w zakresie lustrzanek, jak i aparatów kompaktowych. Ponadto, ostatnio pojawiło się kilka nowych modeli, o czym zostałem poinformowany przez biuro prasowe firmy, więc nie musiałem spędzać dodatkowego czasu na sprawdzanie, które modele są aktualną ofertą, a które schodzą z rynku. W kolejnych wpisach pojawią się aparaty innych firm. Możecie zasugerować w komentarzach, które firmy chcielibyście zobaczyć jako pierwsze.

Zapytacie pewnie jakimi kryteriami wyboru będę się kierował. Otóż dokładnie tymi, które podaje w poradzie „Jak wybrać aparat cyfrowy” – ma być jasno (obiektyw), krótko (obiektyw) i na temat (bez zbędnych funkcji, typu duże LCD, programy tematyczne, 3D itp.). Przydałoby się jeszcze szybko (czas reakcji i obsługi) i długo (czas pracy na jednym ładowaniu akumulatora), ale te aspekty musiałbym sprawdzić osobiście, bo jak wiadomo specyfikacje techniczne są tu zawodne.

Aparat podstawowy – Sony DSC-W630

Zalety: Optyczna stabilizacja obrazu, obiektyw Carl Zeiss Vario-Tessar z szerokokątnym zoomem  (ekwiwalent 25-125/2,6-6,3), filmy w rozdzielczości 720p, bajerancki tryb panoramiczny „360° Sweep Panorama”.

Wady: Ciemny na długim końcu (f/6,3), ale szczerze mówiąc i tak najczęściej wykonuje się typowe zdjęcia na szerokim kącie, a ten akurat jest jasny (f/2.6).

Alternatywa: Sony DSC-WX50 – podobny, droższy model, ale wykorzystujący podświetlany od tyłu przetwornik Exmor R CMOS (powinien być bardziej czuły i mniej szumieć, oferuje też nagrywanie filmów w rozdzielczości 1080i, chociaż o różnicy między 720p a 1080i trudno się jednoznacznie wypowiedzieć), plus dotykowy panel (jak ktoś lubi).

Aparat turystyczny – Sony DSC-TX20

Zalety: Płaski, wzmocniona obudowa, wodoodporny, z krótkim, szerokokątnym i schowanym w obudowie zoomem Carl Zeiss Vario-Tessar (ekwiwalent: 25-100/3.5-4.6) i przetwornikiem Exmor R CMOS.

Wady: Ograniczony zakres zooma (mnie to nie przeszkadza, ale wiele osób lubi przybliżać sobie bardzo odległe obiekty w czasie wakacji), ciemniejszy na początku, ale za to stosunkowo jasny na długim końcu.

Alternatywa: Sony DSC-HX20V – zupełne przeciwieństwo jeżeli chodzi a podejście do aparatu turystycznego, prawdziwy kombajn, dla osób, które nie chcą kupować lustrzanki, szerokokątny obiektyw 25mm z zoomem optycznym 20x, filmy Full HD 1920 x 1080 50p, GPS i kompas oraz mnóstwo innych bajerów, w bardzo zgrabnym opakowaniu. Warto poczekać na testy i zobaczyć, jak nowe technologie wpłynęły na jakość zdjęć. W przypadku takich aparatów (zwykle drogich), warto się bowiem zastanowić nad kupnem lustrzanki lub EVIL’a typu NEX.

Zachęcam osoby posiadające pokazane aparaty do zamieszczania autorskich recenzji w komentarzach. Co do osobistego wyboru to na prezent chętnie bym dostał Sony DSC-TX20, jako tzw. EDC (Every Day Carry).

Jak zostać sławnym fotografem – odcinek II

Na portalu Ateliora pojawił się kolejny odcinek mojego ironiczno-cynicznego felietonu „Jak zostać sławnym fotografem„. Zapraszam do lektury.

(…) Na nasze szczęście, w dzisiejszych czasach już sama powtarzalność mylona jest ze stylem. A im bardziej nietypowe zachowania powtarzamy, tym łatwiej zostać zauważonym. Albert Einstein powiedział, że szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów. My, dążąc do sławy, nie oczekujemy jednak odmiennych rezultatów. Wręcz przeciwnie, utrwalamy swoja niezmienność, aby stać się rozpoznawalnymi. Tak więc to nie szaleństwo, lecz metoda. Intrygująca, a czasami tylko natrętna powtarzalność jest przy tym znacznie łatwiejsza do opanowania niż okiełznanie wyszukanych technik, wypracowanie prawdziwie osobistego warsztatu, czy znalezienie nieoklepanego tematu. Działa przy tym prosta zasada, że jedno poruszone zdjęcie to przypadek, dziesięć to awaria sprzętu, a sto to już własny styl. (…)

The Sound Office: Dziewczyny

Fotografia dla początkujących, a nawet opornych (Część 2)

W poprzedniej części próbowałem opisać istotę fotografii, czyli rejestrację natężenia światła, przez analogię do łapania wody. Metafora ta wydaje mi się dosyć obrazowa, chociaż nie pozbawiona wad. Spróbujmy pociągnąć ją jednak dalej. Dzisiaj będzie o przysłonach i czułości.

Zacznijmy od przysłony. W naszej wiaderkowej analogii mieliśmy wiaderko określonej wielkości, a odpowiednie naświetlenie (łapanie odpowiedniej ilości wody) regulowaliśmy czasem. W zasadzie mogłoby to wystarczyć, ale problem pojawi się, gdy jest bardzo jasno. Wtedy wiaderko można przepełnić w ułamku sekundy. Nie każda migawka (urządzenie odpowiedzialne za otwieranie wnętrza aparatu, tak aby światło mogło padać na matrycę przez odpowiedni czas) umożliwia czasy rzędu 1/2000 sekundy lub krótsze. Brak przysłony powodował by, że każde zdjęcie w słoneczny dzień byłoby prześwietlone, bo minimalny czas migawki i tak byłby za długi, a nasze wiaderka zawsze by się przelewały. Aby uczynić proces fotografowania bardziej elastycznym wymyślono przysłonę. Przysłona jest regulowanym otworem, przez który możemy wpuszczać więcej lub mniej światła, przy takim samym czasie. Dzięki przysłonie możemy wykonywać zdjęcia przy czasie 1/60s w bardzo słoneczny dzień. Gdyby nie regulowana przysłona, otwór wlotowy wiaderka byłby zawsze taki sam (tzw. maksymalna jasność obiektywu, ale o obiektywach później).

Przysłona obok czasu jest najważniejszym parametrem w fotografii. Obie te zmienne są ze sobą powiązane. Czas naświetlenia można skrócić dzięki otwarciu przysłony, albo wydłużyć dzięki jej przymknięciu. Oznacza to krótkie napełnianie wiaderka przez duży otwór wlotowy, albo dłuższe, przez odpowiednio zmniejszony. Tak jak czasy w aparacie są oznaczane ułamkami sekund, których standardowy skok jest dobrany tak, że oznacza złapania dwa razy większej ilości światła (1/500 – 1/250 – 1/125 – 1/60 – 1/30), tak samo jest w przypadku przysłon. Pomijając kwestie matematyczno-optyczne, zwykle określamy wielkość otworu przysłony liczbami w stylu 2.8 – 4 – 5.6 – 8 – 11 – 16. Trzeba tylko zapamiętać, że im niższa liczba tym większy otwór. I tak przestawienie przysłony z 4 na 5.6 powoduje, że do matrycy dostaje się dwa razy mniej światła. Posiadanie dwóch parametrów, które możemy kontrolować, a jednocześnie uzyskiwać poprawne naświetlenie przy ich rożnej kombinacji otwiera nam aspekty kreatywne fotografii.

Przykładowo, w „typowy” lekko pochmurny dzień możemy wykonać odpowiednio naświetlone zdjęcie (nałapać odpowiednią ilość wody do wiaderek) przy czasie 1/125 sekundy i przysłonie 8. To samo naświetlenie uzyskamy jednak też przy czasie 1/250 i przysłonie 5.6 lub czasie 1/60 i przysłonie 11. Podstawowe pytanie, jakie się nasuwa to po co regulować parę czas-przysłona? Pierwsza odpowiedź, to żeby zapewnić sobie odpowiednio krótki czas otwarcia migawki, czyli taki, podczas którego nie poruszymy zdjęcia. Po co jednak świadomie wydłużać czas? Otóż powody są trzy.

Po pierwsze, możemy chcieć mieć poruszone zdjęcie. Nie chodzi jednak o ruch aparatem, lecz o uchwycenie ruchu fotografowanego obiektu. Dzięki dłuższym czasom możemy uzyskać na zdjęciu rozmazany obraz biegnącego człowieka, jadącego samochodu itp. W wielu przypadkach wystarczy czas dłuższy niż 1/30s, żeby lekko rozmazać poruszającą się postać i uzyskać smugę kolorów zamiast szybko jadącego samochodu.

Po drugie możemy być zmuszeni wydłużyć czas. Każdy obiektyw (o nich w następnym odcinku) ma swoją maksymalną jasność. Jest ona określana maksymalnym otworem przysłony jaki dysponuje. Jest to zawsze oznaczona na samym obiektywie, obok ogniskowej (o tym też później), np. 50/1.8 lub 18-70/3.5-4.5. W tych przypadkach 1.8 oznacza maksymalną przysłonę dla obiektywu 50mm. Z kolei zoom 18-70 jest jaśniejszy na początku swojego zakresu (maksymalna przysłona 3.5 dla szerokiego kąta 18mm) i ciemniejszy o około pół działki przysłony na końcu zakresu (maksymalna przysłona 4.5 dla ogniskowej 70mm). Jak łatwo się domyśleć, w zoomach maksymalna przysłona zmienia się płynnie w zakresie ogniskowych (w podanym przykładzie dla ogniskowej ok. 45mm będzie ona wynosiła 4.0). Co z tego wynika? Otóż jeżeli jest ciemno możemy otwierać przysłonę tylko do pewnego momentu. Może się okazać, że przy danym czasie, obiektyw jest już w pełni otwarty (np. ustawiliśmy przysłonę 1.8 w obiektywie 50mm), a nadal jest to za mało, żeby wykonać poprawnie naświetlone zdjęcie. Wtedy musimy wydłużyć czas, bo zmienność samej przysłona została już wykorzystana. Co jednak, gdy wymagany czas okaże się dla nas za długi (np. 1/15s). Wtedy wykorzystujemy statyw, lampę błyskową (czyli chluśnięcie dodatkowym strumieniem światłą – o tym w kolejnych odcinkach), albo używamy wyższej czułości.

Zanim przejdziemy do trzeciego powodu wydłużania czasu otwarcia migawki, warto powiedzieć trochę właśnie o czułości. Jak wspomniałem w pierwszym odcinku czułość określa wielkość naszych wiaderek. Głębokie i wąskie wiaderka są miej czułe (trzeba więcej wody, żeby je napełnić), płytkie i szerokie wiaderka są bardziej czułe (wystarczy chwila by je napełnić). Jak już pisałem typowe wiaderko w aparacie ma czułość oznaczoną jako ISO 100 lub 200. Oznacza to, że w lekko pochmurny dzień potrzebuje czasu 1/125 sekundy, przy przysłonie 8, żeby się napełnić. Czułość to trzeci, techniczny aspekt kreatywny w fotografii. Pozwala nam wpływać na używane czasy i przysłony. Jest to możliwe, ponieważ wyższe czułości umożliwiają używanie krótszych czasów i mniejszych otworów przysłony. Z tego powodu używamy ich, gdy przykładowo posiadamy „ciemny” obiektyw (o maksymalnej przysłonie mniejszej niż 4.0) lub po prostu wtedy, gdy jest ciemno. W tym momencie wielu z Was może się zacząć zastanawiać – „przecież w moim aparacie czułość mogę ustawiać w zakresie 100-1600 ISO, więc co za problem, jak jest za ciemno podkręcę sobie ISO”. Otóż problem owszem jest. Dawno, dawno temu, gdy nie było aparatów cyfrowych czułość regulowało się doborem filmu. Standardowe miały ISO 100, a ogólnie dostępne na rynku wysokoczułe ISO 1600. Normalnie używało się „setek”, a idąc na sesję w trudniejszych warunkach zabierało się „czterysetki” lub „osiemsetki”. Filmy o wyższej czułości miały w sobie światłoczułe cząsteczki o większej powierzchni, które łapały więcej światłą, ale jednocześnie powodowały „ziarnistość” obrazu (duże, płytkie wiaderka). Obecnie, żeby zmienić czułość wystarczy kliknąć w menu aparatu cyfrowego. Czy jednak oznacza to, że klikaniem zmieniamy wielkość naszych wiaderek na światło? Niestety nie. Piszę niestety, bo właśnie czułość jest źródłem największych nieporozumień przy używaniu aparatów cyfrowych przez amatorów. Może to wielu zaskoczyć, ale matryca aparatu cyfrowego ma jedną czułość, tak zwaną nominalną, o wartości około ISO 100. Wszystkie wyższe czułości są uzyskiwane przez sztuczne podbijanie sygnału elektrycznego, który pojawia się w pikselach matrycy wystawionych na działanie światła. Skoro zaś jest to robione sztucznie, oznacza, że nie jest pozbawione wad. Analogia wodna jest w tym momencie kiepska, ale można to sobie wyobrazić następująco. Do wiaderka wpada woda, ale ponieważ jest jej mało, to żeby je napełnić trzeba mnóstwo czasu. Niestety wiaderka w naszej matrycy nie zmienimy magicznie na płytsze i szersze. Jedyne co możemy zrobić, to sztucznie dopełnić wiaderko. Na każdą kroplę wody, aparat generuje więc bańkę powietrza jako wypełniacz (w rzeczywistości tym wypełniaczem są elektrony generowane przez układy wzmacniające). Można sobie wyobrazić, że podwyższenie czułości z ISO 100 na ISO 200 oznacza wygenerowanie jednej banieczki na kroplę, przy ISO 400 generujemy dwie banieczki na jedną krople światła. Powstaje w ten sposób piana, która z oczywistych powodów nie odzwierciedla idealnie rzeczywistego obrazu. Szczegóły się rozmazują, piana przelewa między wiaderkami. Dobrze wygenerowane bąbelki i w nie za duże ilości (kilka na jedną kroplę) nie powodują jeszcze dramatycznej degradacji obrazu (ISO 200-800), ale już kilkanaście sztucznych bąbelków-elektronów na jedną prawdziwą kroplę-foton światła (ISO 1600 i większe) powoduje powstanie dużego szumu, zmazującego szczegóły obrazu. Na wzmacnianie obrazu mniej wrażliwe są duże matryce z dużymi wiaderkami (takie jak w lustrzankach), a bardziej małe matryce w kompaktach. Wniosek z tego wszystkiego jest taki, że najlepiej trzymać się czułości nominalnej, najwyżej lekko ją „podbijając” i nie wierzyć w marketingowy slogany o użytecznej czułości ISO 1600, zwłaszcza w aparatach kompaktowych.

Wracając zaś do powodów, dla których wydłużamy czas naświetlenia, to należy zauważyć, że możemy chcieć zmienić przysłonę tak, aby osiągnąć pożądaną głębię ostrości. Żeby zrozumieć czym jest ostrość i jej głębią, musimy jednak wprowadzić pojęcie obiektywu i rozdzielczości. O tym będzie kolejny odcinek.

© Adam Dzidowski 2012

Jak zostać sławnym fotografem – odcinek I

Zgodnie z zapowiedzią, w serwisie Ateliora rozpoczął się cykl moich felietonów pod tytułem „Jak zostać sławnym fotografem„. Mam nadzieję, że się Wam spodobają.

(…) Artystą mogą, co najwyżej nazwać nas inni, sami o tym nie zdecydujemy. Chociaż byśmy przymierali głodem, wydając ostanie grosze na odbitki, papierosy i kawę w modnej kawiarni, okupowanej przez lokalna bohemę, a męki twórcze doprowadziły nas do granic paranoi – artystą nie będziemy. Chociażby talent  doprowadziły nas do technicznej perfekcji, a zleceniodawcy zapychali pocztę głosową propozycjami zleceń – to też nie uczyni z nas artystów. Jeżeli jednak o naszych twórczych zmaganiach mówi pół miasta albo zdjęcia ukazują się na okładkach poczytnych magazynów, spokojnie możemy o sobie powiedzieć, że jesteśmy sławni.  O tym, jak zostać sławnym fotografem opowiedzą kolejne felietony.


Blog Stats

  • 2 326 107 hits