W poprzedniej części próbowałem opisać istotę fotografii, czyli rejestrację natężenia światła, przez analogię do łapania wody. Metafora ta wydaje mi się dosyć obrazowa, chociaż nie pozbawiona wad. Spróbujmy pociągnąć ją jednak dalej. Dzisiaj będzie o przysłonach i czułości.
Zacznijmy od przysłony. W naszej wiaderkowej analogii mieliśmy wiaderko określonej wielkości, a odpowiednie naświetlenie (łapanie odpowiedniej ilości wody) regulowaliśmy czasem. W zasadzie mogłoby to wystarczyć, ale problem pojawi się, gdy jest bardzo jasno. Wtedy wiaderko można przepełnić w ułamku sekundy. Nie każda migawka (urządzenie odpowiedzialne za otwieranie wnętrza aparatu, tak aby światło mogło padać na matrycę przez odpowiedni czas) umożliwia czasy rzędu 1/2000 sekundy lub krótsze. Brak przysłony powodował by, że każde zdjęcie w słoneczny dzień byłoby prześwietlone, bo minimalny czas migawki i tak byłby za długi, a nasze wiaderka zawsze by się przelewały. Aby uczynić proces fotografowania bardziej elastycznym wymyślono przysłonę. Przysłona jest regulowanym otworem, przez który możemy wpuszczać więcej lub mniej światła, przy takim samym czasie. Dzięki przysłonie możemy wykonywać zdjęcia przy czasie 1/60s w bardzo słoneczny dzień. Gdyby nie regulowana przysłona, otwór wlotowy wiaderka byłby zawsze taki sam (tzw. maksymalna jasność obiektywu, ale o obiektywach później).
Przysłona obok czasu jest najważniejszym parametrem w fotografii. Obie te zmienne są ze sobą powiązane. Czas naświetlenia można skrócić dzięki otwarciu przysłony, albo wydłużyć dzięki jej przymknięciu. Oznacza to krótkie napełnianie wiaderka przez duży otwór wlotowy, albo dłuższe, przez odpowiednio zmniejszony. Tak jak czasy w aparacie są oznaczane ułamkami sekund, których standardowy skok jest dobrany tak, że oznacza złapania dwa razy większej ilości światła (1/500 – 1/250 – 1/125 – 1/60 – 1/30), tak samo jest w przypadku przysłon. Pomijając kwestie matematyczno-optyczne, zwykle określamy wielkość otworu przysłony liczbami w stylu 2.8 – 4 – 5.6 – 8 – 11 – 16. Trzeba tylko zapamiętać, że im niższa liczba tym większy otwór. I tak przestawienie przysłony z 4 na 5.6 powoduje, że do matrycy dostaje się dwa razy mniej światła. Posiadanie dwóch parametrów, które możemy kontrolować, a jednocześnie uzyskiwać poprawne naświetlenie przy ich rożnej kombinacji otwiera nam aspekty kreatywne fotografii.
Przykładowo, w „typowy” lekko pochmurny dzień możemy wykonać odpowiednio naświetlone zdjęcie (nałapać odpowiednią ilość wody do wiaderek) przy czasie 1/125 sekundy i przysłonie 8. To samo naświetlenie uzyskamy jednak też przy czasie 1/250 i przysłonie 5.6 lub czasie 1/60 i przysłonie 11. Podstawowe pytanie, jakie się nasuwa to po co regulować parę czas-przysłona? Pierwsza odpowiedź, to żeby zapewnić sobie odpowiednio krótki czas otwarcia migawki, czyli taki, podczas którego nie poruszymy zdjęcia. Po co jednak świadomie wydłużać czas? Otóż powody są trzy.
Po pierwsze, możemy chcieć mieć poruszone zdjęcie. Nie chodzi jednak o ruch aparatem, lecz o uchwycenie ruchu fotografowanego obiektu. Dzięki dłuższym czasom możemy uzyskać na zdjęciu rozmazany obraz biegnącego człowieka, jadącego samochodu itp. W wielu przypadkach wystarczy czas dłuższy niż 1/30s, żeby lekko rozmazać poruszającą się postać i uzyskać smugę kolorów zamiast szybko jadącego samochodu.
Po drugie możemy być zmuszeni wydłużyć czas. Każdy obiektyw (o nich w następnym odcinku) ma swoją maksymalną jasność. Jest ona określana maksymalnym otworem przysłony jaki dysponuje. Jest to zawsze oznaczona na samym obiektywie, obok ogniskowej (o tym też później), np. 50/1.8 lub 18-70/3.5-4.5. W tych przypadkach 1.8 oznacza maksymalną przysłonę dla obiektywu 50mm. Z kolei zoom 18-70 jest jaśniejszy na początku swojego zakresu (maksymalna przysłona 3.5 dla szerokiego kąta 18mm) i ciemniejszy o około pół działki przysłony na końcu zakresu (maksymalna przysłona 4.5 dla ogniskowej 70mm). Jak łatwo się domyśleć, w zoomach maksymalna przysłona zmienia się płynnie w zakresie ogniskowych (w podanym przykładzie dla ogniskowej ok. 45mm będzie ona wynosiła 4.0). Co z tego wynika? Otóż jeżeli jest ciemno możemy otwierać przysłonę tylko do pewnego momentu. Może się okazać, że przy danym czasie, obiektyw jest już w pełni otwarty (np. ustawiliśmy przysłonę 1.8 w obiektywie 50mm), a nadal jest to za mało, żeby wykonać poprawnie naświetlone zdjęcie. Wtedy musimy wydłużyć czas, bo zmienność samej przysłona została już wykorzystana. Co jednak, gdy wymagany czas okaże się dla nas za długi (np. 1/15s). Wtedy wykorzystujemy statyw, lampę błyskową (czyli chluśnięcie dodatkowym strumieniem światłą – o tym w kolejnych odcinkach), albo używamy wyższej czułości.
Zanim przejdziemy do trzeciego powodu wydłużania czasu otwarcia migawki, warto powiedzieć trochę właśnie o czułości. Jak wspomniałem w pierwszym odcinku czułość określa wielkość naszych wiaderek. Głębokie i wąskie wiaderka są miej czułe (trzeba więcej wody, żeby je napełnić), płytkie i szerokie wiaderka są bardziej czułe (wystarczy chwila by je napełnić). Jak już pisałem typowe wiaderko w aparacie ma czułość oznaczoną jako ISO 100 lub 200. Oznacza to, że w lekko pochmurny dzień potrzebuje czasu 1/125 sekundy, przy przysłonie 8, żeby się napełnić. Czułość to trzeci, techniczny aspekt kreatywny w fotografii. Pozwala nam wpływać na używane czasy i przysłony. Jest to możliwe, ponieważ wyższe czułości umożliwiają używanie krótszych czasów i mniejszych otworów przysłony. Z tego powodu używamy ich, gdy przykładowo posiadamy „ciemny” obiektyw (o maksymalnej przysłonie mniejszej niż 4.0) lub po prostu wtedy, gdy jest ciemno. W tym momencie wielu z Was może się zacząć zastanawiać – „przecież w moim aparacie czułość mogę ustawiać w zakresie 100-1600 ISO, więc co za problem, jak jest za ciemno podkręcę sobie ISO”. Otóż problem owszem jest. Dawno, dawno temu, gdy nie było aparatów cyfrowych czułość regulowało się doborem filmu. Standardowe miały ISO 100, a ogólnie dostępne na rynku wysokoczułe ISO 1600. Normalnie używało się „setek”, a idąc na sesję w trudniejszych warunkach zabierało się „czterysetki” lub „osiemsetki”. Filmy o wyższej czułości miały w sobie światłoczułe cząsteczki o większej powierzchni, które łapały więcej światłą, ale jednocześnie powodowały „ziarnistość” obrazu (duże, płytkie wiaderka). Obecnie, żeby zmienić czułość wystarczy kliknąć w menu aparatu cyfrowego. Czy jednak oznacza to, że klikaniem zmieniamy wielkość naszych wiaderek na światło? Niestety nie. Piszę niestety, bo właśnie czułość jest źródłem największych nieporozumień przy używaniu aparatów cyfrowych przez amatorów. Może to wielu zaskoczyć, ale matryca aparatu cyfrowego ma jedną czułość, tak zwaną nominalną, o wartości około ISO 100. Wszystkie wyższe czułości są uzyskiwane przez sztuczne podbijanie sygnału elektrycznego, który pojawia się w pikselach matrycy wystawionych na działanie światła. Skoro zaś jest to robione sztucznie, oznacza, że nie jest pozbawione wad. Analogia wodna jest w tym momencie kiepska, ale można to sobie wyobrazić następująco. Do wiaderka wpada woda, ale ponieważ jest jej mało, to żeby je napełnić trzeba mnóstwo czasu. Niestety wiaderka w naszej matrycy nie zmienimy magicznie na płytsze i szersze. Jedyne co możemy zrobić, to sztucznie dopełnić wiaderko. Na każdą kroplę wody, aparat generuje więc bańkę powietrza jako wypełniacz (w rzeczywistości tym wypełniaczem są elektrony generowane przez układy wzmacniające). Można sobie wyobrazić, że podwyższenie czułości z ISO 100 na ISO 200 oznacza wygenerowanie jednej banieczki na kroplę, przy ISO 400 generujemy dwie banieczki na jedną krople światła. Powstaje w ten sposób piana, która z oczywistych powodów nie odzwierciedla idealnie rzeczywistego obrazu. Szczegóły się rozmazują, piana przelewa między wiaderkami. Dobrze wygenerowane bąbelki i w nie za duże ilości (kilka na jedną kroplę) nie powodują jeszcze dramatycznej degradacji obrazu (ISO 200-800), ale już kilkanaście sztucznych bąbelków-elektronów na jedną prawdziwą kroplę-foton światła (ISO 1600 i większe) powoduje powstanie dużego szumu, zmazującego szczegóły obrazu. Na wzmacnianie obrazu mniej wrażliwe są duże matryce z dużymi wiaderkami (takie jak w lustrzankach), a bardziej małe matryce w kompaktach. Wniosek z tego wszystkiego jest taki, że najlepiej trzymać się czułości nominalnej, najwyżej lekko ją „podbijając” i nie wierzyć w marketingowy slogany o użytecznej czułości ISO 1600, zwłaszcza w aparatach kompaktowych.
Wracając zaś do powodów, dla których wydłużamy czas naświetlenia, to należy zauważyć, że możemy chcieć zmienić przysłonę tak, aby osiągnąć pożądaną głębię ostrości. Żeby zrozumieć czym jest ostrość i jej głębią, musimy jednak wprowadzić pojęcie obiektywu i rozdzielczości. O tym będzie kolejny odcinek.
© Adam Dzidowski 2012
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.